Z opracowania M. Zwolińskiego:
Zygmunt Chmieleński, biwakujący w złotopotockich lasach, poinformowany został o przybyciu z Częstochowy trzech rot piechoty i 200 kozaków z pułku witebskiego. Z tej liczby 2 roty i 100 kozaków zatrzymało się 5 lipca w Janowie, pozostali przeszli w rejon Bystrzanowice - Lelów. Wojska rosyjskie nie spodziewały się w lesisto - skalnym terenie Potoka tak silnego oddziału. Siła uderzeniowa, jaką dysponował w tym czasie Z. Chmieleński, wynosiła 600 piechurów - uzbrojonych w austryjackie karabiny, 260 kosynierów i do 120 konnicy. Mimo przewagi liczebnej Chmieleński nakzał wielką ostrożność. Polecił, aby każdy obcy przybyły do obozu nie mógł pod żadnym pozorem go opuścić. Ubezpieczenie stanowiły podwójnie rozstawione pikiety. Wspomniane roty pułku witebskiego po przybyciu do Janowa, nie zachowywały najmniejszych środków ostrożności. Następnie przeniosły się do Ponika, gdzie nad stawem rozłożyły się obozem.
W tym czasie Chmieleński, licząc na zaskoczenie, zdecydował się na atak. Powstańcy podeszli więc pod Ponik, minęli folwark i zakłady maszyn rolniczych spółki akcyjnej "Winiarski - Gniewon - Rose". Znajdowali się już w odległości okoł 100 metrów od stawu, gdzie zostali dostrzeżeni przez Rosjan. Na ich widok część kąpiących poczęła wyskakiwać z wody, keirując się do ustawionych w kozły karabinów. Inni zaczęli wskakiwać ponownie do stawu z zamiarem przepłynięcia go na drugą stronę. Piechota Skąpskiego wychodzących na brzeg brała na bagnety. Do pozostałych, którzy zdążyli się oddalić, strzelała. Druga rota pośpieszyła z pomoącą kąpiącym. Natknąwszy się jednak na kompanię piechoty i kosynierów Kuleszy, zmuszona została do ukrycia się między zabudowania nie zaprzestając ostrzału. Por. Kulesza nakazał kosynierom zsiąść z koni i na ich czele pośpieszył za cofającymi się. Rosjanie widząc niekorzystną dla nich sytuację, wybiegli z domostw i na odgłos trąbki zaczęli wycofywać się w stronę janowskiego rynku.
Na widok wybiegającyh na rynek powstańców, rosyjski dowódzca zachęcał podkomendnych krzykiem: "... Wpieriod rebiata na sztyki, smiert miateżnikom...". Padło w tym momencie kilka strzałów, jedna z kul ugodziała komenderującego. Rosjanie, widząc upadającego oficera, rzucili się do ucieczki. Kilkudziesięciu z nich wbiegło w ciasną uliczkę prowadzącą z rynku, gdzie natknęli się na kompanię Tylmana i kosynierów Kuleszy. Zaś od strony rynku drogę odcięła im piechota i w ten sposób los Rosjan został przesądzony. Ściśnięci w zwartej grupie, nie byli zdolni do obrony. Wśród zgiełu i wrzawy słychać było błagające prośby "...pardon, pomiłuj, pożałuj...", na które powstańcy nie reagowali, dokonując prawdziwego pogromu. W bitwie tej poległo 170 żołnierzy rosyjskich. Straty po stronie powstańców oszacowano na 33 poległych i 41 rannych.
Na wieść o klęsce janowskiej z Częstochowy wyruszyły posiłki rosyjskie. Wobec zarysowującej się przewagi nieprzyjaciela, Z. Chmieleński powziął plan wymarszu w kierunku pn.-wsch., gdzie, po potyczkach pod Zalesicami i w powrotnej drodze w lasach potockich, zdecydował na wycofanie partii przez Ostrężnik i Czatachowę w kierunku Koziegłów. W tym czasie żołnierze carscy mścili się za poniesioną klęskę, podpalając zabudowania Janowa. Mieszkańcy, którzy pośpiewzyli ratować płonące domostwa, zostali posądzeni o sprzyjanie buntownikom i ukarani śmiercią. Kozacy wrzucili ciała pomordowanych do janowskiej studni, którą następnie zasypali kamieniami. Od tej pory, jak mówi tradycja, zaprzestano czerpania z niej wody. Liczba pomordowanych nie została ustalona, gdyż płk Ernroth zabronił pod karą śmierci dokonywania zapisów w aktach parafialnych wszystkich zgodnów w latach 1863-64. Jedyną pamiątką tych krwawych zmagań jest kapliczka stojąca na "Wilczej Górze" przy cmentarzu w Złotym Potoku.
Kapliczka wybudowana jest w kształcie obelisku. W środkowej części - cylindryczna. U dołu i góry na planie kwadratu, nakryta daszkiem czterospadowym, zwieńczonym metalowym krzyżem. Na cokole przytwierdzona jest tablica z napisem: "Poległym w Powstaniu Styczniowym 1863 r. Walczył błg. Albert Chmielowski".
jacobs
|