Kiedyś na forum naśmiewaliście się że we Włodowicach to mam wszystkie zwierzaki, ale dzisiejsze wyjście na kuestę o zachodzie słońca było źródłem "lekkiego" zdziwienia.
Mocno hałasujący pod stopami śnieg nie dawał zbytnich nadziej na udane zdjęcia zwierzaków, więc udałem się sprawdzić czy łosie dalej bytuje w miejscu gdzie ostatnio natrafiłem na jego świeże tropy i legowiska. A że w lesie zimno to wyszedłem na rozległe częściowo podmokłe nieużytki zamknięte z trzech stron lasem. Na jednym z jego skrajów zauważyłem poruszający się za kępą wierzb zarys dużego zwierzaka. Na jelenia grzbiet zbyt masywny, to to już się gęba cieszy będzie łoś
Powoli podchodzę wzdłuż kęp wierzb i im bliżej jestem tym coraz bardziej się coś nie zgadza - zwierz stoi za jakimś krzakiem lekko po skosie zwrócony zadem do mnie z łbem pochylonym i wygrzebuje spod śniegu jakieś zielsko. Na łosia kolor szaty nie pasuje, do tego jest za niski, a z boku prześwituje jakaś biała plama, no ale może śnieg przykleił się do sierści. Podchodzę kolejne 100m w tym momencie zwierzak obraca się bokiem do mnie, podnosi łeb a mi szczena klapie w dół.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Podszedłem trochę bliżej ale zwierzak uciekł w popłochu do lasu, a ja powędrowałem wyżej zobaczyć czy przy dawnych "szybikach" nie ma lisów. Rudzielce były, ale zobaczyłem tylko z oddali jak uciekają, bo "moja" rogacizna przedarła się przez las na kolejne łąki.
Zwierz nie dawał podejść co siebie bliżej niż 100m, ale uciekał w kierunku oddalonej o 1,5km G. Włodowskiej.
Poszedłem jego śladem, jednak dosłownie przed samą wsią polazł w bok na wzgórza, było juz po zachodzie słońca to poszedłem do wsi i pierwszemu napotkanemu mieszkańcowi powiedziałem co i jak (swoją drogą Miki nie wiem czy do Ciebie ta opowieść w kółko nie dotrze, bo człek mówił że mieszka tam, w pobliżu remizy znaczy, od niedawna).