Jak powiedziałem, tak zrobiłem. No, może trochę region zmieniliśmy. My, bo na szczęście nie byłem sam - było nas 4 chłopa.
Efekt? Skałki Rzędkowickie wyglądają mniej więcej tak, jak powinny - pod względem czystości. Przy okazji kilka godzinek spokojnego spaceru, odkrycie kilku ciekawych miejsc widokowych i dużo śmiechu. Słoneczko przygrzewało, pogoda rewelacyjna. Co zresztą docenili wspinacze - była ich cała masa.
Nasze zbiory to 11 worków + 1 WÓR (bodajże 200 litrowy). Znaleziska przeróżne - głównie papiery i plastikowe butelki, sporo szkła i metalu oraz cała masa przeróżnych reklamówek i opakowań.
Foto:
Pseudoturyści wybitnie upodobali sobie krzaczasty dołek obok polany pod Okiennikiem. Wyciągnąłem stamtąd nawet piłkę do siatkówki. Jednak ze względu na to, że jest cały zarośnięty krzakiem dzikiej róży, łatwo nie było i sporo rzeczy na pewno na dnie zostało.
Jednocześnie jest mi bardzo przykro, że pomimo tego, że forum sobie spokojnie funkcjonuje, to jednak wszyscy (za wyjątkiem skutera, którego pozdrawiam) skrzętnie omijają ten wątek. Jednocześnie zgodnym głosem biadoląc nad ciężkim losem Jury. Hipokryzja moi drodzy.
Bardzo proszę, żeby niektórzy niepotrzebnie nie czuli się obrażeni (vide nasi przewodnicy). Bardzo szanuję i doceniam pracę, jaką kilka osób z forum wkłada w ochronę Jury i zdaję sobie sprawę, że część z nich oraz innych osób najzwyczajniej w świecie nie mogła dzisiaj do nas dołączyć z różnych powodów.
Boli mnie natomiast brak jakiejkolwiek merytorycznej dyskusji na ten temat. Temat ważny, który każdego dotyka i boli. Patrząc na inny wątek mam wrażenie, że więcej osób wypowiedziałoby się, gdybym postulował przyznanie Zawierciu dostępu do morza. Bo tam by można gadać i gadać, a nic nie robić. Gdy sytuacja jest odwrotna - cisza. A tu przecież nie o gadanie chodzi...
Dlatego dziwnie się czuję mając świadomość, że wszystkie osoby, które tutaj się udzielają, tak dużo i ładnie mówią o potrzebie ochrony przyrody i zachowania Jury takiej, jaką jest, ale już żeby coś zrobić to muszę szukać ludzi gdzie indziej. I to takich, którzy wcale tutaj nie zaglądają, którzy wcale nie są w żadnym kółku ekologicznym - nic z tych rzeczy. Jednak wystarczy jeden telefon i słyszę krótkie "Wchodzę w to!". I są gotowi wytoczyć się z łóżek o 7 rano, a jako że Ich znam, to wiem jakie to dla Nich wyrzeczenie. I dla nich jedyny uśmiech w tym poście ->
Dużo także mówimy o smutnym zwyczaju parcelowania pięknych terenów. Kto czyta moje posty może przyznać, że od zawsze byłem zadeklarowanym przeciwnikiem stawiania wszelakich płotów i ogrodzeń. Nawet dzisiaj w Rzędkowicach pstryknąłem taką oto fotkę...
...z zamiarem spytania Was czy może ktoś nie wie kto za tym stoi i co to ma na celu. Później jednak naszła mnie refleksja - a może to jest właśnie ratunek? Do tego tematu zaraz wrócę, bo na koniec zostawiłem sobie wypowiedź kolegi lmdl'a.
lmdl napisał(a):
Może dlatego że takie coś jak sprzątanie ziemi jest po to aby raz do roku zmusić większą grupę osób (w większości młodzieży szkolnej) do tego czego by sami nie zrobili, a my o jurę powinniśmy dbać na codzień, nie zaśmiecając jej poprostu.
Mój drogi. To jest właśnie typowy polski "tumiwisizm" - nie ja zrobiłem, nie moja sprawa. Jak Ci pies, za przeproszeniem, nasra na dywanie w pokoju to też nie sprzątniesz, bo nie Ty narobiłeś? Ale przepraszam - fakt, dywan jest Twój, więc u siebie posprzątasz, prawda? A czyja jest Jura? Nie Twoja, więc nie musisz sprzątać, wystarczy że nie śmiecisz? Ale jeśli nie Twoja, to jakim prawem rozjeżdżasz ją rowerem?
Skoro nie Twoja, to innych. Skoro innych, to mają oni święte prawo ogrodzić swoją własność. Może to jest właśnie przyszłość? Każdy skrawek ziemi będzie czyjś. Będzie otoczony wysokim murem. Bo może właśnie właściciele nie robią tego na złość innym, tylko po to, żeby nikt nie przyszedł i nie narobił syfu. Bo później oni sami będą musieli to sprzątać. Bo nikt za nich tego nie zrobi, w końcu to ich, nie?
Ja też mam swój ogród i sprzątam w nim. I kawałek trawy, który oddziela mój płot od ulicy też sprzątam. Chociaż to nie ja tam śmiecę, tylko jacyś kretyni. Ale sprzątam, bo po pierwsze: nie lubię żyć w syfie, a po drugie: ten skrawek terenu w jakiś sposób świadczy o mnie. I jak tam ktoś wyrzuci puszczkę po piwie to inny przechodzień raczej nie będzie mi współczuł tylko skomentuje, że mam syf.
Tak samo Jura jest nasza. I tak samo mnie jest wstyd, kiedy czasem muszę oprowadzić bliższą lub dalszą rodzinę, znajomych, znajomych znajomych lub zupełnie obcych ludzi po naszych terenach. I choćbym nie wiem jak bardzo na głos psioczył na tych, którzy śmieci zostawiają, to ten wstyd nie maleje.
lmdl napisał(a):
Od sprzątania są rejonowe służby porzątkowe którym za to płacą.
Już widzę, jak lecą na wyścigi z workami w rękach sprzątać lasy i pola. A później na niebie pojawi się tęcza.
lmdl napisał(a):
My musielibyśmy chodzić chyba cały tydzień żeby to wszystko posprzątać.
Muehehehehe. I miesiąc by nam nie starczył, że o roku nie wspomnę. Z jednej strony strasznie zabawne zdanie, a z drugiej - wystawiasz sobie nim bardzo złą opinię. Bo, zakładając na chwilę, że naprawdę to byłoby do zrobienia w tydzień, to, do jasnej cholery, szkoda Ci?!? 7 dni by Ci było szkoda, żeby poprawić trochę świat na lepsze?
lmdl napisał(a):
A po drugie to większość śmieci na jurze to rzeczy których się nie wyrzuca w mieście bo "nie wypada", np. wersalki. Jak byś chciał to sprzątnąć?
Bo ja wiem, zagiąłeś mnie. Rzeczywiście, po lasach wręcz roi się od tapczanów i wersalek, niedługo zamiast jeździć do sklepów IKEA będę szukał po zagajnikach, zawsze się coś dobierze. Jak je sprzątnąć? Naprawdę nie wiem. Może trzeba zamówić wielkiego żurawia, takiego, który układa betonowe przęsła mostów? A może wojskowy helikopter? Tresowanego słonia? Stado psów husky? Zaprząc konie pociągowe? Himalajskie jaki? Murzyńskich niewolników? Ciężka sprawa, idę sobie siąść i popłakać, może same się sprzątną.