NaszeMiasto.pl > Myszków > Lokalne >
W prywatne ręce
Wspólnota gruntowa wsi Mirów jest podzielona. Część chce sprzedać zamek i pozbyć się kłopotu, druga część chce go zatrzymać. Tych drugich jest o wiele mniej, ale jak mówią pierwsi - upierają się przy swoim - bo mają w tym interes.
Kupców na średniowieczny zamek w Mirowie było już wielu. Jednak jak twierdzą członkowie wspólnoty - albo chcieli kupować za symboliczną złotówkę, albo tylko jego część. Dopiero oferta Dariusza Laseckiego, który jest już współwłaścicielem, z bratem senatorem Jarosławem Laseckim zamku w pobliskich Bobolicach przekonała mieszkańców. Do tego doszedł konflikt wewnątrz wspólnoty, który wydzielił dwie grupy udziałowców tych, którzy z członkostwa we wspólnocie zyski czerpią i tych, którzy nie mają z tego nic.
Wspólnota liczy 38 członków. Wszystkie decyzje w sprawie nieruchomości należącej do spółki podejmowane są większością głosów. Nadzór nad działalnością spółki sprawuje wójt. Zbycie, zamiana oraz przeznaczenie na cele publiczne lub społeczne ziemi może nastąpić tylko za zgodą wójta. Gminie należy się prawo pierwokupu nieruchomości zbywanej przez wspólnotę. W tym przypadku jednak gmina nie jest zainteresowana zamkiem. Wójt Eugeniusz Madej, cieszy się, że znalazł się ktoś, kto posiada kapitał, który pozwoli ożywić gminę i przyciągnąć turystów.
- To jest ostatni moment kiedy można sprzedać ten zamek - mówi Eugeniusz Madej. - Rozpadające się mury są zagrożeniem dla ludzi - dodaje wójt.
Podobnego zdania jest większość mieszkańców wsi.
- Nie widzimy innej szansy dla tego obiektu, który z roku na rok popada w coraz to większą ruinę - mówi Stanisław Baryła, członek wspólnoty.
- Chcemy by przyciągnięto do nas turystę, wtedy mamy szansę rozwoju - mówi Krzysztof Gradzik, również należący do wspólnoty.
Dariusz Lasecki 16 marca wykupił udział od jednego z członka wspólnoty. Wszystko wskazuje na to, że 2 kwietnia zamek stanie się jego własnością. Większość wspólnoty stoi na stanowisku, by ruiny sprzedać.
- Atmosfera jaka panuje we wspólnocie, ciągłe kłótnie, oskarżenia oraz brak jakichkolwiek perspektyw na odbudowę zamku skłania nas do sprzedania tego obiektu - mówi Stefan Skowronek, były prezes wspólnoty.
Pomysł sprzedaży zamku ma jednak przeciwników. Twierdzą, że nowy właściciel zamek ogrodzi i nikt nie będzie miał tu wstępu. Prace remontowe potrwają przez wiele lat i straci na tym lokalny biznes.
Wizja Laseckiego jest obiecująca.
Lasecki oprócz odbudowania zamku, zakłada o również budowę hotelu w jego okolicach oraz organizację imprez podobnych do Zjazdu Rycerskiego w Bobolicach.
Wspólnota gruntowa podzieliła się na dwa wrogie obozy w ubiegłym roku. Oba uważają, że to po ich stronie jest racja i zwróciły się w tej sprawie do prawników. Część jej członków twierdzi, że dotychczasowy przewodniczący Stefan Skowronek został razem z całym zarządem odwołany z funkcji. Zwolennicy Skowronka natomiast są przekonani, że odwołanie zarządu odbyło się niezgodnie z prawem.
- Od pewnego czasu źle się działo we wspólnocie - twierdzi przeciwniczka prezesa. Pan Skowronek stracił zaufanie części ludzi. Uznaliśmy, że źle prowadzi nasze sprawy, nie działa dla dobra wspólnoty i dlatego go odwołano. Niestety on nie chce przyjąć tego do wiadomości.
Stefan Skowronek nie zamierzał rezygnować z prowadzenia spraw wspólnoty gruntowej. Uważa, że nadal jest jej przewodniczącym, gdyż zebranie, na którym został odwołane odbyło się z łamaniem prawa.
Jeszcze w ub. r. Skowronek nie był skory do sprzedaży zamku. Mówił nawet, że decyzje dotyczące wspólnoty podejmowały osoby, które do niej nie należą, a więc nie mają prawa głosu. Jeden z członków odsprzedał osobie trzeciej część gruntów. Oświadczył także, że zrzeka się na rzec kupca części swoim udziałów we wspólnocie. A to niezgodne ze statutem wspólnoty, twierdził Skowronek.
Według Skowronka, takie przeniesienie własności może nastąpić jedynie w przypadku, gdy członek wspólnoty przepisze swoje udziały na kogoś w rodzinie. Nie można, jak przekonuje, wejść do wspólnoty tylko z tego powodu, że kupiło się we wsi kawałek ziemi.
W konflikt wspólnoty nie chce się mieszać wójt Madej chociaż powinien, bo nadzoruje jej działalność.
Szybciej od króla
Trwała ruina ma to do siebie, że jest nietrwała. Kiedy w 1999r. bracia Jarosław W. Lasecki i Dariusz Lasecki kupili resztki średniowiecznej warowni od bobolickiego chłopa miała właśnie taki status: trwałej ruiny. Mury dosłownie rozsypywały się. Tablice ostrzegawcze przestrzegały przed wchodzeniem na mury bo to groziło śmiercią lub kalectwem. Turyści, którzy lekceważyli przestrogi spadali z wałów.
Laseccy postanowili ratować zabytek. Senator Jarosław W. Lasecki zapewnia, że nie dopuści, aby zamek został zniszczony. Dlatego chce, z bratem odbudować go według dokładnych wskazań historyków, archeologów. Tam, gdzie nie sposób odtworzyć detali, bo nie ma na ten temat materiału źródłowego będzie trwała ruina. Ale solidnie zabezpieczona.
Po przezwyciężeniu biurokratycznych perturbacji właściciele zamku odbudowują warownię. Jest już gotowa wieża bramna, kordegarda.
Wszystko jest zgodne z epoką: grubość drzwi i rodzaj drewna, z którego je wykonano, okucia i zamki w drzwiach, kamień na mury.
Bobolice są pod opieką krakowskich uczonych - Waldemara Niewaldy, Aleksandra Boema, Sławomira Dryji.
Zamek będzie dostępny dla turystów. Właściciele urządzą muzeum, w którym będą eksponaty odkryte podczas prac archeologicznych. A są to m.in. piękne kafle piecowe, takie jak na Wawelu, groty strzał, części zbroi rycerskiej itp. Teraz są w Krakowie, w konserwacji. Zanim zamek będzie gotowy trafią do Muzeum Częstochowskiego.
Teraz, w sezonie zamek też można zwiedzać, za darmo w soboty i niedziele. W tygodniu prowadzone są roboty budowlane. Ale czasem, gdy są gospodarze można wejść na zamek także poza weekendem. (js)
Magdalena Kisiel, Janusz Strzelczyk - Dziennik Zachodni