Poniżej fragmenty wspomnień braci Mariana i Tadeusza Lenartowiczów, którzy w 1945 r. mieli 10 i 15 lat, na temat walk w Hucisku (wówczas gmina Niegowa), w styczniu 1945 r. Obaj bracia wraz z innymi dziećmi i dorosłymi przed walkami uciekali z Huciska przez Bobolice do Łutowca.
"(...)Gdy szliśmy już do sąsiadów, to od strony Bobolic padały strzały, a kule świstały nam nad głowami i stukały o mur domu. Możliwe że Rosjanie (obserwujący od Bobolic teren) rozpoznali nas jako dzieci, bo na chwilę strzelanina ustała. W końcu szczęśliwie doszliśmy do zaprzęgu i odjechaliśmy. Będąc na końcu wsi widzieliśmy rosyjskie czołgi jadące od Bobolic w naszym kierunku(...) (...) Gdy byliśmy na środku między domami na ostatnim Hucisku (tym najbliżej Bobolic), około 100 metrów powyżej od nas upadł pocisk artyleryjski, ale tylko opryskała nas ziemia. Szliśmy w strachu dalej, bo przed nami była do pokonania górka w stronę Bobolic, a kule gwizdały coraz gęściej. Za górką szczęśliwie odetchnęliśmy, że już nam kule nie grożą i dalej kierowaliśmy się w stronę Bobolic. Aż tu w Bobolicach zaczęły trzaskać płoty i wynurzyły się dwa ruskie czołgi, kierując się w stronę Huciska. Gdy nas zauważyli, podjechali bliżej i jeden z żołnierzy, który siedział za wieżą, zaskoczył i podszedł do nas. Pytał, czy tam (wskazując Hucisko) mnogo giermańców jest? Opowiedzieliśmy, że tak, mnogo. A on na to – My im job twoju mać damy! Tak opowiedział, skoczył na czołg i pojechali dalej. Obejrzałem się za nimi, bo chciałem zobaczyć jak będą pokonywać zasieki. Przejechali po nich miażdżąc ja, tylko kołki trzeszczały. Jeden z tych czołgów został tego dnia zniszczony w Hucisku(...) (...)Gdy już zrobiło się ciemno, widać było jak na naszym Hucisku palą się domy i stodoły. Z tym strachem czekaliśmy do rana, bo spać się nie dało. Do Łutowca nadciągnęło rosyjskie wojsko. Żołnierze rozłożyli się w domach do spania na słomie, tak że nawet nie było gdzie stanąć na podłodze, ale jakoś przeczekaliśmy tę noc(...) (...)Rano ojciec poszedł do Huciska i wrócił około godziny 12 – tej. Opowiadał, że te czołgi (z którymi się mijaliśmy w Bobolicach) ustawiły się obok miejsca, gdzie dziś jest kaplica w Hucisku należąca do parafii w Niegowie, od strony Bobolic. Z tego miejsca strzelały po niemieckich okopach. A później ruszyły wzdłuż okopów nadal je ostrzeliwując. Postanowiliśmy wracać z Łutowca na Hucisko. Po drodze widać było pościnane korony drzew, powybijane szyby w oknach domów, a w końcu pełno trupów. Na drogach można było spotkać całe taśmy kul karabinowych, porozrzucane karabiny – ludzie szybko to pozbierali i pochowali. W naszym domu szyby były powybijane. Żołnierze rosyjscy zjedli kury, tylko nogi pozostawiali. Nasz pies burek, który nie poszedł za nami do Łutowca jakoś przeżył i wrócił na drugi dzień po naszym powrocie(...) (...)Gdy wróciliśmy, z uwagi na drastyczne widoki, dzieciom nie pozwolono wychodzić z domu. W tym czasie ojciec i kilku innych mężczyzn zajęło się usuwaniem ciał niemieckich żołnierzy. Przy użyciu zaprzęgów konnych wywozili je na miejsce cmentarza żołnierzy z czasów I wojny światowej w Hucisku i tam grzebali(...) (...) Zaraz z rana poszedłem penetrować czołg, który był rozbity na Bartosikowym polu, jakieś 60 metrów od naszego domu. Koło czołgu było pełno pocisków od działka. Obok była mogiła, gdzie leżały spalone ciała trzech czołgistów. Czołg był ruski, dostał prawdopodobnie pociskiem własnej artylerii, która strzelała z Niegowy. Miał przecięte obydwie gąsienice i odpadnięte od wybuchu dno czołgu, które wraz z gąsienicami leżało z tyłu, za nim. Spotkałem tam zbiornik z ropą, którą spuściłem, bo się bardzo przydała do oświetlania wieczorami domów nam i sąsiadom, zanim ruszył handel i można było kupować naftę (...)"
|