Na początku był chaos... Jak świat światem tak się zaczynała historia. Plany na pierwszy dzień były bogate:wyjazd o świcie-przyjazd o zmierzchu. Po drodze miały być przystanki w ciekawych miejscach,na które w ubiegłym roku zabrakło czasu. W praktyce aby wyjechać o świcie trzeba by wstać kiedy za oknem jest jeszcze ciemno co podczas urlopu było oczywiście równocześnie niewykonalne i nierealne. Wyjechaliśmy o tak zwanej ludzkiej porze aby po kilkuset metrach zajechać do wulkanizatora
Plan sypał się coraz bardziej a że pora była obiadowa pierwszy solidny postój zaliczyliśmy w jurajskich opłotkach czyli w zajeździe w Nagłowicach. Pomiędzy zupą a drugim daniem trasa została przerobiona z turystycznej na ekspresową aby dojechać na Polesie zanim tamtejsze wilki zaczną spóźnialskich zjadać na kolację.
Wólka Cycowska nie zmieniła się od ubiegłego roku - spokój,cisza,żurawie na niebie i dudki za płotem
a do tego warunki daleko wykraczające poza to co potocznie uważa się za agroturystyczny standard.
Pierwszy dzień prawdziwego urlopu powitał nas upalną pogodą więc postanowiliśmy zwiedzić południową,mniej ucywilizowaną, część Poleskiego Parku Narodowego. Wybraliśmy się do wieży widokowej nad
Bagnem Bubnów. Dojazd do końca cywilizowanej drogi nie przedstawiał trudności chociaż po raz pierwszy spotkaliśmy,jak się z czasem okazało,ulubiony znak poleskich drogowców: „Uwaga!Koniec nawierzchni !”
Potem zaczęły się schody. Teoretycznie do wieży prowadził szlak i to chyba rowerowy więc w czym problem dla jurajskich piechurów? Problem był w tym,że szlak istniał tylko na mapie oraz na jednym drzewie stojącym gdzieś wśród poleskiego lasu. Innych drogowskazów nie było a niewyraźne leśne i bagienne dróżki mnożyły się raz w lewo,raz w prawo. Te,które po głębszym zastanowieniu mogły być właściwymi były po pas zarośnięte pokrzywopodobnymi chaszczami. Po kilku kilometrach
prób,błędów i wypaczeń, kiedy nie udało się natrafić na wieżę wycofaliśmy się na z góry zaplanowane pozycje. [Jak się później okazało o jakieś 100 metrów od celu
] Napotkany po drodze miłośnik poleskich ostępów namówił nas na spacer do czatowni leżącej po drugiej stronie
Bagna Bubnów,koło Sękowa. Po drodze standard-„Uwaga!Koniec nawierzchni !” -a poza tym luzik. Czatownia stoi sobie w kępie zarośli na środku sporego pola,niedaleko niewielkiego bajorka,obok którego „pasie się” spore stadko żurawi!!! Pytanie brzmi jak dostać się w pobliże pozostając niezauważonym? Winnetou może by sobie poradził. Żurawie szybko nas wypatrzyły i zwiały
Możemy sobie czatować do .... zimy. Na osłodę pozostał nam jedynie posiłek w plenerze oz widokiem na bezskutecznie poszukiwaną wieżę obserwacyjną na horyzoncie :mrgreen; Prawdę mówiąc o tej porze posiłek dał nam tyle samo uciechy co widok żurawi. Postanowiliśmy pojechać tam gdzie ptaszydła wszelkiej maści chodzą stadami czyli na „ścieżkę Perehod” w Pieszowoli. Pod Urszulinem natknęliśmy się na przydrożną kapliczkę. Napis głosi:
W mogile tej spoczywa polski oficer i jego żołnierz polegli w wojnie polsko-bolszewickiej w 1920 roku.
No tak,przecież to na poleskich błotach rozgrywało się preludium
Cudu nad Wisłą o czym będę miał okazję napisać w dalszej części.Korzystając z rady wspomnianego wcześniej miłośnika Polesia jedziemy „na skuśkę” kierując się na mizerną kreseczkę wskazana nam na mapie a biegnącą od Wytyczna do Wołoskowoli. Będzie sporo bliżej. W Wytycznie stajemy pod pomnikiem upamiętniającym dramatyczne a mało znane wydarzenia z 1939 roku. Oddziały KOP wycofujące się przed Armią Czerwoną stoczyły tu krwawy bój. Nocą z 27 na 28 września, dowodzone przez gen.Orlik-Ruckemanna dziewięciotysięczne zgrupowanie żołnierzy KOP zdobyło zajęte przez Rosjan i blokujące drogę przez Bug miasteczko Szack, rozbijając doszczętnie 52 Dywizję Strzelców. 1 października polscy żołnierze zostali zaatakowani pod Wytycznem gdzie ich trzytysięczny oddział bronił się przez osiem godzin. Wobec kończącej się amunicji dowódca nakazał przedzieranie się małymi grupami na północ,na teren działania jednostek Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Polesie” gen.Kleeberga. Udało się to większości oddziałów. Ci,którzy pozostali zginęli albo w rosyjskiej niewoli albo przepadali bez śladu w poleskich ostępach, niejednokrotnie tracąc życie z rąk antypolsko nastawionych grup ludności miejscowej.
W bitwie pod Wytycznem zaginęli bez wieści płk dyplomowany Tadeusz Różycki Kołodziejczyk d-ca byłej Brygady KOP Polesie,ppłk Jacek Jura,d-ca byłego pułku KOP Baranowicze obaj razem ze zbiorczym baonem KOP Polesie...major Maciej Wojciechowski d-ca baonu KOP Rokitno razem z w/w oddziałem...trzej nn oficerowie WP zamordowani jako jeńcy w dworze Wytyczno 1.10.1939...Lista jest bardzo długa. Trzeba będzie po powrocie poszukać szerszych informacji na temat tych wydarzeń.. Myślę o Dziadku,który w 1939 roku przepadł bez wieści gdzieś w okolicach Lwowa. Może miał to szczęście,że zginął w walce nie zdając sobie sprawy z tego,że zbliża się ostatnia kula?
Ruszamy dalej i niedługo trafiamy na nasz ukochany znak drogowy. Tym razem żartów nie ma. Co prawda Ople dotarły kiedyś pod Stalingrad ale nie po takich chaszczach! No tak, nasz znajomy miłośnik Polesia wspominał coś mimochodem o swoim aucie. Jak ono się nazywało?
Land-Rover... czy jakoś tak?
Wracamy do cywilizacji i grzecznie szosą udajemy się do Pieszowoli. Nad stawami pustki pomimo słonecznego niedzielnego popołudnia. Podczas kilkukilometrowgo spaceru wokół stawów spotykamy dwie osoby. Niedzielni turyści rozdeptują się pewnie nad jeziorem
Białym Pora jest dosyć późna,słońce niemiłosiernie pali więc i ptactwa zbyt wiele nie widać. Jedynie spora kolonia kormoranów wyczynia jakieś harce na wodzie. Widać parę czapli. Za to spokój jest bezcenny.W Pieszowoli zachowały się resztki zabudowań dworskich należących do Krassowskich. Bywała tu w gościnie związana duchowo z Polesiem Krystyna Krahelska. Podejrzewam,że większość Forumowiczów zrobiła w tym momencie klasyczne „wielki oczy” nie mając pojęcia o kim mówię. Po pierwsze Krystyna Krahelska była autorką jednej z najpopularniejszych wojennych piosenek -„Hej chłopcy,bagnet na broń!”.Po drugie, pozowała do jednego z najbardziej znanych polskich pomników - do warszawskiej Syrenki! W pierwszym dniu Powstania Warszawskiego został ranna podczas ataku na dom Prasy. Zmarła następnego dnia.
W mieszanym przyrodniczo-kombatanckim nastroju minął pierwszy dzień. Historia tej ziemi jest bardzo skomplikowana. Nic w tym dziwnego. Żyła tu mieszanka ludności różnych wyznań. Po Powstaniu Styczniowym na terenie odebranych dóbr szlacheckich w rejonie dzisiejszej pobliskiej miejscowości
Stary Brus osiedlano osadników niemieckich,których część w 1939 roku tworzyła miejscową V kolumnę. Na dodatek rdzenni mieszkańcy mieli w pamięci burzenie miejscowych cerkwi w ramach swoiście pojmowanej „polonizacji” tego regionu prowadzonej w 1938 roku. Na co dzień rdzenni mieszkańcy,zajęci ciężką pracą, nie mieli czasu nacjonalistyczne na rozważania. Niczym w „Konopielce” Redlińskiego nie byli Polakami,nie byli Ukraińcami czy Niemcami. Byli po prostu
Tutejsi.Kiedy na Polesie docierała wielka polityka,mąciła w prostych umysłach powodując dramatyczne zawirowania w lokalnych dziejach.