Szreniawa odcinek Kamieńczyce - Słomniki
Po czystych i przetartych szlakach jurajskich czas się wziąć za urokliwy syf miechowski. Na ostatniej wycieczce z Michałem i Andrzejem, Szreniawa wyglądała złowrogo, ale cudnie. Jak wracaliśmy z Słomnik na rowerach doliną Szreniawy, snułem pomysł na jej spłynięcie.
Miałem ruszyć o świcie ale poranek był zimny (ok 10 st.C), jadę z Zawiercia ok 11, w Kamieńczycach jestem na 12. Przy stacji kolejowej parkuję i tuż obok woduję się. Pierwsze metry są piękne, mętna ilasta woda i mroczny cień brzegowej dżungli. Już od samego początku rosną czarne i czerwone porzeczki, maliny i jeszcze niedojrzałe orzechy laskowe. Są na wyciągnięcie ręki i objadam się nimi. Zaczynają się pierwsze powalone drzewa i zatory butelkowe, które są bardzo trudne do przebrnięcia i niebezpieczne. Nie można wiosłować a i wysiąść się też nie da. Po pierwszym drzewie jest jeszcze kilkadziesiąt następnych, a śmieci jest kilka ton. Mam spory niesmak i psuje mi się humor, bo woda ma mętny kolor, ale jest to jej naturalna barwa od wieków. Spory spadek i szybko płynę gdy jest czysto. Często występują bystrza, z kamieniami i powalonymi drzewami, kamienie dosyć kanciate, jest też gruz i kamienie z nasypu kolejowego. Ostre kamienie mnie martwią bo helios ma już 14 lat. Kajak mocno cierpi i upaprany jest jak nigdy. Dopływam do pierwszego młyna i przenoski, bardzo niefajnej. Dalej liczne powalone, grubaśne drzewa i zwały konarów i butelek. Rzeka cały czas płynie w głębokim jarze, niewiele widać dalej. Bardzo bujna roślinność i sporo starych drzew. Powalone drzewa tworzą czasem istną plątaninę, trzeba się czasem nieźle nagłówkować jak tą konstrukcję obejść. Po kilkunastu zwałkach nabieram wprawy i stosuje różne techniki akrobatyczne. Drzewa powalone się nie tylko w poprzek ale i wzdłuż. Najgorsze są świeże jeszcze liściaste, występują też plątaniny pędów bluszczy. Jak dla mnie wody sporo, ale na liściach drzew jest sporo lessowego szlamu, całkiem niedawno musiał być poziom z metr wyższy.
Przed kolejnym młynem właściwie elektrownią wodną jest oczyszczone koryto i płynie się pięknie. Przenoska paskudna, wyjście przez murek, ciągnę kajak po ziemi, pełno śmieci i gruzu. Jestem poniżej zapory, wpływam w jakieś ostre kamienie. Poczułem bulgotanie i po sekundach zeszło powietrze z dna. Wymacałem dziurę na dwa palce, ale specjalnie warunki na rzece nie pozwalały mi wyjść na brzeg i się wycofać. Gumowce mają tą zaletę że są nie zatapialne, płynę dalej i nie jest najgorzej. Dopływam do kolejnego młyna elektrowni i rozmawiam z właścicielem, narzekał że wody mało i płacą słabo. Przed tymi elektrowniami płynęło się bardzo fajnie bo właściciele oczyszczają koryto.
Widzę stację Słomniki i tam kończę morderczy spływ. Przebieram się w czyste ciuchy i idę na pociąg. Kursują bardzo często i szybko. Nowoczesnym pociągiem kolei małopolskich docieram w 9 min. do Kamieńczyc gdzie mam samochód. Spływ zajął mi 5h a pokonałem 16km. Na 20 docieram do Zawiercia, grzejąc się w samochodzie do bólu.
https://photos.app.goo.gl/PL8RcydAeTDkrjta9